Fatass Journal... #792, czyli rowerowo

W tak krótki dzień jak dziś, odsypiałem po nocce, mogłem poświęcić nie więcej niż godzinę na jakąś aktywność. Po przebudzeniu, gdy odsłoniłem zasłony w sypialni moim oczom ukazał się piękny słoneczny dzień, który szkoda by było zmarnować na jakiś krótki spacer. Zdecydowałem, że lepszej okazji do "odkurzenia" roweru nie będzie. Zamiast roweru górskiego, który zazwyczaj używam późną jesienią i zimą wybrałem szosówkę.

Ubrałem się ciepło i w drogę. Pokręciłem się trochę niedaleko od domu, wiedziałem, że za daleko nie mogę odjeżdżać, bo nie wrócę na czas. Na początek przez dziurę w ogrodzeniu podejrzałem tajemnicze chateau niedaleko domu. Zima jest jedyną porą roku, kiedy można podziwiać ten obiekt w okazałości, w pozostałe pory roku szczelnie zasłaniają go liście drzew i wysoki płot.

W Obourg przejechałem po kładce nad torami i kanałem na drugą stronę w stronę Saint Denis. Tam trochę zabłądziłem, bo za szybko skręciłem w prawo i wróciłem w stronę domu krótszą drogą. Przy tym skręcie o włos uniknąłem kolizji z samochodem, który nadjeżdżał z naprzeciwka, zbyt gwałtownie zahamowałem przy skęcie i tylne koło wpadło w mały poślizg, dzięki sprawnej korekcie nacisku na hamulec udało się wyprowadzić rower na prostą.

Później trochę było bruku i zaskoczenie na głównej drodze wzdłuż kanału, gdzie dawniej była szeroka dwupasmowa droga, ale jakiś czas temu jeden z pasów został odgrodzony barierą i zrobiono tam ścieżkę rowerową. Jeszcze większy sukces by był gdyby poprawiono tam nawierzchnię, ale i tak jest postęp.

Świeciło słońce i było ładnie, ale mroźno, w takich warunkach sprawdził się komin, który kupiłem na ostatnich zakupach w Maasmechelen.

Powrót do domu przez kolejną kładkę nad kanałem i doskonale znaną mi drogę przez miejscowość Havre. Ostatnio tam fotografowałem ruiny zamku, więc dziś sobie już odpuściłem i pędziłem coś sił do domu.