Po odespaniu nocnej zmiany zostało mi zaledwie kilka godzin, przed kolejną. Mało czasu, ale pogoda zachęcała do wyjścia na zewnątrz, zebrałem się i ruszyłem w stronę Mont Panisel, tym razem obszedłem wzniesienie od zachodniej strony.

Szukałem tam miedzy innymi jesiennych kolorów na drzewach, ale jeszcze mało takich oznak, zaledwie w paru miejscach liście zaczerwieniły się. W ciągu najbliższych tygodni pewnie to się zmieni.

Poszczęściło mi się natomiast na fotograficznym grzybobraniu, wystarczyło zejść tylko kilka metrów w głąb lasu i już moim oczom ukazał się wysyp grzybów różnego rodzaju, jak zwykle wszystkie zostały w lesie. Z wcześniejszego doświadczenia wiem, że w tym lesie są sarny, to niech im smakują.

Pośrodku tego niewielkigo lasu stoi dość nietypowa szopa, obecnie w ruinie, ciekawa czemu lub komu służyła wcześniej, bo nie prowadzi do niego żadna droga ani ścieżka leśna.

I jeszcze więcej grzybów, tym razem jadalne kanie (chyba, że się mylę), dobrze pamiętam z młodości, że takie grzyby głównie zbieraliśmy z ojcem, a także, że są bardzo smaczne w panierce z patelnii.

Tych natomiast bym nie zabrał do domu, intuicja mi podpowiada, że są trujące.

W drodze powrotnej natknąłem się na jeszcze jeden kolorowy krzew, w sumie z tym powyżej to były dwie oznaki nadchodzącej kolorowej jesieni jakie dziś spotkałem.

Hiking, Photowalking, Walking