Prawdopodobnie to była ostatnia okazja cieszyć się latem tego roku, druga połowa września i 27^oC to lubię, ale już wieczorem pogoda się popsuła i zaczęło padać.

Około południa wyszedłem na rower, zacząłem wolniej i z każdym kolejnym kilometrem się rozkręcałem, gdzieś w połowie musiałem szukać objazdu, bo droga przez wioskę była zamknięta z uwagi na lokalny festyn. Jak już nie raz wspominałem Belgowie wyszukują na każdym kroku okazji, żeby móc się napić, bo jak słyszałem ostatnio od jednego właściciela baru, "picie bez okazji to alkoholizm, a oni nie są pijakami".

Kiedy minąłem w końcu ten festyn to zobaczyłem przed sobą na horyzoncie kolarza, w nadziei, na powtórkę zabawy z poprzedniej jazdy ruszyłem za nim w pogoń, niestety, gdy już do niego dojeżdżałem to on skręcił w przeciwną stronę niż mój kierunek jazdy, w związku z czym nici z zabawy. Dalej już było lekko z górki z dwoma lub trzema krótkimi podjazdami. Po południu jeszcze przed pracą wyszedłem z żoną na spacer nad Grand Large, czyli sztuczne jezioro obok Mons.