Wczoraj planując swój dzisiejszy dzień nie zakładałem, że znajdę czas na jakikolwiek trening, przewidywałem, że co najwyżej zaliczymy kolejny spacer. Wszystko przez to, że ponownie musieliśmy jechać do Lille i zanosiło się, że spędzimy tam cały dzień. Na szczęście udało się wszystko szybko ogarnąć i po około godzinie jechaliśmy do domu.

W związku z takim rozwojem sytuacji mogłem wyjść wieczorem na rower, ostatnio jak wkręciłem się w bieganie i realizację planu treningowego to rower trafił na chwilę w kąt, cieszę się więc, że udało mi się dziś wyjść pojeździć. Pierwsze dziesięć kilometrów było bardzo ciężka, a wszystko przez przeciwny wiatr i to, że jechałem wciąż pod górę, ciężko mi się kręciło, nie miałem frajdy z jazdy jak to jest zazwyczaj, ale wszystko się zmieniło kiedy zobaczyłem około 400 metrów przed sobą innego kolarza.

Od razu wróciły siły i włączył się gen rywalizacji, niespełna dwa kilometry później już go minąłem, ale wtedy właśnie zaczął się segment STRAVY z niewielkim podjazdem, z racji tego, że sporo wysiłku kosztowało mnie, żeby go dogonić to przegrałem rywalizację na tym podjeździe, znowu musiałem go gonić. Kiedy go znowu dogoniłem to zaczął się kolejny podjazd, ale ten był krótszy i mimo tego, że mój rywal ostro atakował to na szczyt wjechał na drugiej pozycji. Za chwilę niestety był rozjazd i pojechaliśmy w innych kierunkach, a taka zdrowa rywalizacja była bardzo fajna.