Włoska robota - dzień #12
Zakończyliśmy już ostatnie testy w pracy, jutro zaplanowane jest oficjalne uruchomienie projektu, który tu realizowaliśmy. Około południa powinniśmy już wyjeżdżać w stronę Rzymu, co prawdę samolot do Brukseli mamy około 18, ale przed 16 musimy odstawić samochód do wypożyczalni. Mamy jeszcze w planach zahaczyć po drodze w jedno miejsce, no i oczywiście wciągnąć gdzieś ostatni lunch.
Z samego rana dzień przywitał mnie piękną tęczą za oknem.
Dziś po powrocie do hotelu potrzebowałem trochę odpocząć, więc dopiero około 18:30 wyszliśmy na szybki marsz, który miał być przeplatany 300-400 metrowymi odcinkami biegu, jak to miało miejsce we wtorek.
Po około kilometrze skręciliśmy w stronę ścieżki wzdłuż jeziora w nadziei, że będziemy mogli je obejść wkoło. Z początku bardzo fajnie się szło, ale po dwóch kilometrach dotarliśmy do płotu, ponieważ widzieliśmy, że za płotem dalej jest ścieżka, to nie zastanawiając się długo przeskoczyliśmy płot i poszliśmy dalej. Nie było tam, żadnych tabliczek, że wstęp wzbroniony, więc uznaliśmy, że możemy iść dalej.
Niestety po kolejnych 400 metrach ścieżka się kończyła na cyplu, nie było natomiast możliwości obejścia, gdyż ścieżka się kończyła, a nad brzegiem jeziora był podmokły teren z wysoką i ostrą "trawą". Próbowaliśmy się przedrzeć, ale w końcu daliśmy sobie spokój, bo nie wiedzieliśmy co będzie nas czekało dalej, w związku z tym wycofaliśmy się na ścieżką i wróciliśmy tą samą drogą do hotelu.
Może dobrze, że odpuściliśmy bo szybko zrobiło się dość ciemno. Ale wcześniej jeszcze udało się uchwycić zachód słońca.



