Włoska robota - dzień #6
Tak jak wczoraj zaplanowałem, dziś omówiliśmy tylko postęp prac, efekty testów i zarysowaliśmy projekty, które rozpoczniemy realizować od poniedziałku. Dziś już nie było warto zaczynać zaawansowanych prac, dlatego skończyliśmy pracę przed południem i zaczęliśmy nasz intensywny włoski weekend.
Od paru dni w planach na dzisiejsze popołudnie mieliśmy Castel Gandolfo, a raczej Lago di Albano i póżniej Rzym, ale wczoraj zauważyliśmy kolejne miasto na niedalekim wzgórzu - Bassiano. I właśnie do Bassiano skierowaliśmy nasze pierwsze kroki. Podobnie jak Sermoneta położone jest na szczycie wzgórza, różnicą jest, że początki osady Bassiano datowane są na późniejsze wieki. Część miasta otaczają średniowieczne mury i poruszanie się tam jest niemal nie możliwe samochodem, wszędzie są schody prowadzące raz w górę raz w dół. Ogólnie bardzo nam się podobało.
Po drodze do Castel Gandolfo trafiliśmy na zamek w Ninfa otoczony fosą, ale zatrzymaliśmy się tam tylko na parę fotek i dalej w drogę.
Castel Gandolfo jest mi bardzo dobrze znane, w czasach, gdy mieszkałem we Włoszech odwiedzaliśmy je dość regularnie, w kościele Saint Tommaso da Villanova - Parrocchia mój brat poślubił swoją żonę. Później przy okazji kolejnych wizyt we Włoszech chętnie wracam do tego miasta, przy jednej z okazji, gdy intensywnie biegałem przygotowując się do maratonu, to nawet zbiegłem w dół do brzegów Lago di Albano, obiegłem je wokół i wróciłem na górę. Dzisiejszy plan zakładał spacer po górnej części miasteczka, zejście do jeziora i obejście go dookoła, ale już na miejscu plany się zmieniły, nad jeziorem postanowiliśmy wypożyczyć rower wodny i popływać po jeziorze. Kolega z racji, że był lepiej przygotowany i miał kąpielówki nawet popływał w jeziorze. Tak więc zakończyło się na wodnych przygodach i już jeziora nie obeszliśmy dookoła.
Po powrocie na górę gdzie zostawiliśmy samochód, ruszyliśmy w stronę Rzymu. W Rzymie pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Zatybrza, z dwóch powodów, po pierwsze jest to piękna, ale rzadko odwiedzana przez tłumy turystów część Rzymu, po drugie można tam wciąż zjeść dobry posiłek za niewygórowaną cenę jak to ma miejsce w najbardziej turystycznych miejscach Rzymu, czyli w okolicach Piazza Navona, Pantheon, Fontanna di Trevi czy Schodów Hiszpańskich.
Dziś trafiliśmy na dość ciekawy pub Nel Buco del Mulo, w którym całe menu było inspirowane nazwami zespołów rockowych, ale nie to było najbardziej interesujące. Pub nie oferował piwa z kranów tylko butelkowane, a gdy zamówiliśmy jakąś kanapkę z menu, okazało się, że akurat jeden ze składników się skończył i zaproponował nam kanapkę z szynką z pieczonego prosiaka, bardzo dobrą tak na marginesie, ale gdy czekaliśmy na swoje kanapki, to kolejni klienci przychodzili i produkty do ich kanapek też akurat się skończyły, w związku z czym zaproponowano im kanapkę z szynką z pieczonego prosiaka. Prosiaka było bardzo dużo, więc to był pomysł na sprzedanie przede wszystkim tego produktu. Cwany pomysł, ale skuteczny :)
Gdy już byliśmy najedzeni udaliśmy się w spacer po Zatybrzu, a następnie po kolejnych standardowych "must see in Rome", zakończyliśmy na placu św. Piotra, gdzie nieopodal mieliśmy zaparkowany samochód.



